Modlitwa
Nie chcę przegrywać, jak każdy człowiek
Nie chcę oddawać niczego bez walki
Nie chcę całować nie zmrużając powiek
Nie chcę z dziewczyny zrobić nigdy lalki
Nie chcę pieniędzy jeśli są bez serca
Nie chcę miłości jeśli jest bez wiary
Nie chcę wyrosnąć na zwiędłego starca
Nie chcę już z życia chodzić na wagary
Nie chcę stać w miejscu i morały prawić
Nie chcę się biernie z każdym losem godzić
Nie chcę młodzieży potomnej poprawić
Nie chcę się znowu, drugi raz narodzić
Nie chcę nic kupić za brudne banknoty
Nie chcę uderzać – nawet uderzony
Nie chcę wyruszyć zdobyć zamek złoty
Nie chcę młodego nazywać „zielony”
Nie chcę zrozumieć, że alkohol szkodzi
Nie chcę wykazać że papieros niszczy
Nie chcę na głupich mówić więcej - młodzi
Nie chcę na Ziemi się doczekać zgliszczy
Nie chcę miłości kupić za błyskotki
Nie chcę rozkoszy z rąk fałszu odbierać
Nie chcę spożywać nieświeżej szarlotki
Nie chcę tej szminki z policzka wycierać
Nie chcę ja zmienić tego świata w lepszy
Nie chcę naruszyć niczyjej godności
Nie chcę na świecie już sierżantów Pieprzy
Nie chcę by serca żyły w samotności.
Historia człowieka
Dawno – stracone
Wczoraj – oszpecone
Dzisiaj – wyklęte
Jutro – niepojęte
Życie
Koniec aktu pierwszego
Kurtyna opadła
Grzebiąc pod swym ciężarem
Bohaterów ciała.
Lecz to tylko początek
Jeszcze zmartwychwstaną
Jeszcze drugi i trzeci
Akt jest do wygrania
Jeszcze cieszyć się będą
W blasku lampy – słońca
Jeszcze wszystko przed nimi
Do końca bez końca.
Pokolenie
Zagnali mnie biczem
Przed ołtarz nauki
Kształceńszy niż Vinci będę
Kazali mi wygrywać
I niszczyć innych
Przy wejściu Wyższego Stopnia
Nauczyli mnie szukać
Mędrszego, by był mną
W wiecznych chwilach niewiedzy
Stworzyli mi kobietę
Taką jak ja
I z tymi problemami
I dali mi monotonię
Bym mógł naprawić
Dzieło ich rąk.
Lub nie.
Dzisiejsze czasy
Nie, to nie tak !
Nie tak mieliśmy ginąć
Jak co dzień
I posuwając się
O kolejne dni
Spoglądać w tył
Na nas
Sprzed lat
Nie, to nie tak…
Jeden raz
Był raz król który nie chciał poddanych swych trudzić
I był błazen co nie chciał żartami ich nudzić
Był generał który nie chciał żołnierzy swych tracić
I był karczmarz co nie chciał by za jadło płacić.
Był polityk który życie poświęcił idei
I był motyl co czoła chciał stawić zawiei
Był skazaniec który rady widział szubienicę
Była dziwka co nie dała sięgać pod spódnicę
Był robotnik który myślał że praca to życie
I był pijak co nie wiedział jak wygląda picie
Był raz złodziej który lubił za czyny swe siedzieć
I poeta co nie umiał nic ludziom powiedzieć
Chyba modlitwa
Pod nogą olbrzyma bez głowy
Padł w gruzy mój honor i cześć
Jak cały mój wiek atomowy
Gdzie jedni chcą spać , drudzy jeść
Nie czuję rozpaczy ni żalu
I nie klnę tej stopy jak pień
Lecz sławię ją raczej na balu
Gdzie ciemna noc tańczy z dniem
Posłuchaj mnie wietrze raz jeden
Gdzie będziesz tam śpiewaj i drwij
Że ludzie wciąż tracą swój Eden
A miast złotej laski tkwi kij
O Boże ! O dobry mój Panie !
Daj przeżyć do końca ten sen
Niech olbrzym w połowie nie stanie
Gdy noc już wyrówna się z dniem
Zdobywcom
To nie jedyna chwili ucieczka
Galopem ciężkim przebiega czas
Ukradł już domy, lasy i szkoły
Ukradł już słowa spomiędzy nas
Na grubej drodze ośmiu asfaltów
Wtulony w beton czołga się strach
Taki samotny i zapomniany
I zakopany w głębokich dniach
Lasu zmęczenie zaraża oddech
Radośni życiem, bez żadnych strat
Tacy dojrzali i wyuczeni
Do nas należy ten nagi świat
Tacy przebiegli i tacy prości
Nigdy do tyłu, nawet o krok
Przed siebie drogą biegniemy sami
Chociaż za nami zszarzały wzrok
Chociaż mijamy budowle wspomnień
Przykryte dyktą, porosłe mchem
Brzydkie, choć dla tych którzy zostali
Przez długie lata zostaną snem
Depczemy życie zgarbieni śmiechem
Witamy twarze puste jak dzwon
Tracimy oddech, nikniemy echem
I uciekamy przed czasu rdzą
Dla zimnych dłoni nie chcemy ciepła
Chyba że da je nagrzany piach
Tak chcemy wyżej, tak chcemy dalej
I nie widzimy że idzie strach
A on nadchodzi kroczek za krokiem
Niezmiennie czarny i głodny snów
Owiany zimnem, zroszony potem
I podpisany oddechem kłów
Nie mamy dokąd nawet uciekać
Choć złote runo nas już nie mami
I ciężko nam jest nawet wyszeptać
Że na tej drodze jesteśmy sami.
Stanie
Zapytano mnie
Czy to warto
I jaka jest cena wolności
Naprędce
Ułożyłem choreografię słów
W równe
Matematyczne wzory.
Wynik był jednoznaczny
Szkoda tylko
Że kartka płonęła szybciej
Niż czytałem
Wódz
Nienawidzę zła !
Nienawidzę dobra !
Jestem nikim…
Wykrzyczanym piedestałem
Słów bez treści
Bez wątpliwości
Bez odpowiedzi
Zafajdaną ubikacją snów
Brak motywacji do zmian
Onieśmiela tylko
Moje oczy
Lecz głos
Wzmocniony setkami megafonów
Brzmi czysto
Jestem Człowiekiem !!
Gruby jak cegła.
Choć ludzie nie wiedzą dokąd iść
I jak żyć
I boją się sławy, bu im z ust
Nie zbiegła
Przez życie do pracy wyrusza
Pan X
Gruby od marzeń jak cegła
I pewny, że nigdy nikt nic
Nie odmienia
Przeczyta w prasie pod nagłówkiem
„zbiegła”
Że ludziom kradnie ktoś ludzkie marzenia
Pan X
Od strachu gruby jak cegła.
Kupi naprzeciw, u handlarza
Bronią
Sejf, by w nim marzeń moc skryć się
Mogła
Przekręci klucz zaciśniętą dłonią
Pan X
Od żalu gruby jak cegła.
Rzeszów 1980 - 1983